poniedziałek, 22 lipca 2013

W końcu ktoś inny niż Jackson...

Cześć!
W sobotę skorzystałam z cudownej pogody (mam na myśli, że nie było ani za gorąco, ani za zimno, jak dla mnie idealnie ^^) i pojechałam do pewnego parku...
Zdziwiło mnie, że było strasznie mało ludzi, ale dla mnie lepiej. 
Zdjęć mało, bo mimo wszystko jacyś przechodnie się kręcili...


Najlepsza była pani z pieskiem... Jak już mnie minęła, to jeszcze się odwróciła, a ja się wtedy zaczęłam bezgłośnie śmiać, co sprawiło, że pewnie w jej oczach wyszłam na jeszcze większą wariatkę, ale to niiiiic xD








---A TERAZ CZĘŚĆ NARZEKANIA (możecie nie czytać, nie będzie mi przykro :p)---

Nie mam pojęcia jak wytrzymam jeszcze 38 (około) dni, tutaj, pod jednym dachem z moją "kochaną" mamusią. 
No przepraszam bardzo, darcie japy o to, że czytam książkę zamiast biegać nie wiadomo gdzie chyba nie jest normalne? Powinna się cieszyć, że lubię czytać, ale ona taka właśnie jest, że się na mnie wydziera o byle gówno. Nie rozumie tego, że moje siedzenie w domu jest moim sposobem na pogodzenie się z utratą kolejnych przyjaciół. Może to nie jest najlepszy sposób, ale chcę się od nich trochę odciąć, bo wiem, że będą za mną tęsknić. Pewnie mniej niż ja za nimi, ale to już nie ważne. Bo gdyby nie moja matka, to wszystko byłoby ok, mieszkałabym sobie nadal w miasteczku pod Krakowem, miała nadal tych samych przyjaciół co w podstawówce, a przynajmniej nie straciłabym z nimi aż tak kontaktu. To nic, że przez 4 lata odbiła jej jakaś szajba i dzięki niej mam tak zrytą psychikę, że wolę nie myśleć co ze mną będzie w przyszłości. Owszem, przyznaję, ja też mam jakiś wkład w to, że nasze kontakty się tak zepsuły, choćby przez to, że przestałam chodzić do kościoła i zrezygnowałam z bierzmowania, ale nie wiem co takiego zrobiłam, że nie potrafimy już normalnie rozmawiać. Przydałaby się jakaś "grupowa" wizyta u psychologa, ale teraz to już mam to głęboko gdzieś. Dodatkowo, wczoraj jak siedziałam prawie cały dzień u siebie w pokoju, zdałam sobie sprawę, że jakbym sobie podcięła żyły i wykrwawiała bardzo powoli, to ona znalazłaby mnie już martwą, dopiero wtedy, kiedy znalazłaby nowy pretekst, żeby trochę na mnie pokrzyczeć. 
SPOKOJNIE, NIC NIE PLANUJĘ... Jeszcze nie straciłam nadziei na lepszą przyszłość, poza tym, to nie jest żadne wyjście.
Wybaczcie, musiałam się wygadać. Nie wiem czemu piszę to tutaj, a nie dzwonię do przyjaciela, ale poczułam jakąś taką niewytłumaczalną chęć, żeby to zrobić. 
Chyba nie powinnam oczerniać własnej rodzicielki w "internetach". Trudno.

---KONIEC NARZEKANIA---

Muszę Was uprzedzić, że gdzieś do 13 sierpnia nie będę komentować Waszych postów, bo zostało mi mniej niż 200 MB transferu.
Tzn, nie wiem kiedy mi się to wykorzysta, pewnie gdzieś od jutra...

Do następnego posta! ;)

(och, och, moi kochani Architeci ♥ gdzieś tak do połowy jest strasznie spokojna...)


czwartek, 18 lipca 2013

Jackson się poświęca.

Witajcie!
Długo się zastanawiałam, czy dodać tego posta, ale stwierdziłam, że dawno nic lalkowego nie było.
Jacksona macie już pewnie dosyć, bo ciągle tylko on się pojawia, ale jakoś najlepiej mi się z nim pracuje, czego być może nie widać...
Obiecuję, że w następnym poście już go nie będzie :P
Zazwyczaj na moich zdjęciach są żywe, ładne kolorki... Tym razem odwrotnie. 
Tylko się nie śmiejcie! xD Mniejszych różyczek (czy cokolwiek to to przypomina...) zrobić już nie mogłam.
Nawet takiej wielkości było mi ciężko.









Taaaaaak, to by było na tyle. 
Nie podobają mi się bliki na jego ciele, no ale...
Mam jeszcze jeden pomysł z wykorzystaniem tych różyczek, ale potrzebuję ich duuuużo więcej. 
Zainspirowałam się zdjęciem pana Sykes'a, o tym:

Cóż za podobieństwo.... -.-

Do następnego! :)


środa, 10 lipca 2013

Stockholm part 2.

Wybaczcie, że dopiero dzisiaj, mimo, że wróciłam już w niedzielę, ale znowu miałam problemy z internetem (tak dla odmiany -.-)
Informuję, że spamuję. 62 zdjęcia xD

 Tak, zaczynam od cmentarza. 
Ale w Szwecji nawet na cmentarzu jest dość radosna atmosfera :P

 Park, do którego miałam 3 minuty spacerkiem.

A teraz zdjęcia przedstawiające stricte Sztokholm.



 Ratusz...








 W piątek wieczorem wybraliśmy się na miasto. 
Pierwsze zdjęcie zrobiłam o godzinie 22:19.
Zwróćcie uwagę jak jasno jeszcze o tej porze. 





 Jezu, jak ten facet pięknie śpiewał ^^


 Musiałam xD
Kto w Polsce by się aż tak przejmował "reklamą" gabinetu stomatologicznego?


 Tak się bawią szwedziorki w piątkowy wieczór.






Tutaj mamy 22:44.



00:10 i jeszcze takie jasne niebo... 


W sobotę pojechałyśmy z Amaret  do pięknego parku.




Ale zamiast pochodzić ścieżkami poszłyśmy do Motylarnii.







 Gościnnie, tak dla porównania, jak się motyle oswoiły z ludźmi, palec Amaret :P



Myślałyśmy, że będzie ich tam więcej, ale chyba jeszcze za wczesna pora. Zresztą sami widzicie, ile larw sobie czeka na wyklucie. Z drugiej strony było jeszcze takie jedno.
Upał był tam straszny. Chociaż może nie tak upał, jak zaduch.








 Mistrz drugiego planu, który mam nadzieję, że mnie za to nie zabije xD





Żeby nie było, Jackson był tam ze mną, ale nigdzie go nie zabrałam :/


Biedny, tylko dwa zdjęcia... W dodatku jakościowo tragiczne.

Wiem, że niektóre ze zdjęć, zwłaszcza te wieczorne, są rozmazane, ale to nic :P
Podsumowując... Szwecja jest tak cudownym (według mnie oczywiście, bo każdy może to odbierać inaczej) państwem, że Polska strasznie mnie teraz przytłacza. Już tylko odliczam do końca szkoły.
(naprawdę, do 14 lipca 2016 roku, czyli po zakończeniu mojej edukacji, zostało 1100 dni :( wiem, jestem dziwna xD)
Lot samolotem bez zdjęcia to lot stracony xD
Tutaj już nad Polską...
Całkiem fajnie się lata samemu, można pomyśleć w spokoju... względnym spokoju :P


Do następnego!
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam :P